Jak być lepszym rodzicem – cz. 3
W poprzednim artykule pisałam o tym, jak nasze błędne przekonania utrudniają nam stawanie się takimi rodzicami, jakimi naprawdę chcemy być. Opisując, w jaki sposób można przeanalizować własne przekonania, posłużyłam się metodą Porozumienia bez przemocy – stworzoną przez Marshalla Rosenberga.
Jest to metoda, która pomaga budować silne więzi z dzieckiem, a jednocześnie dbać o jego prawidłowy rozwój emocjonalny. Marshall Rosenberg zachęcał rodziców, by w komunikacji z dzieckiem zrezygnowali z nawykowego języka i korzystali z języka serca.
Używanie języka serca pozwala nam mówić to, co naprawdę myślimy. Możemy być szczerzy i dbać o samych siebie. Robimy to jednak nie raniąc osoby, z którą rozmawiamy. Przeciwnie – podchodzimy do niej z empatią, czyli potrafimy wyobrazić sobie, co może ona czuć oraz trwamy przy niej z naszą pełną uwagą i obecnością. Jesteśmy wobec dziecka empatyczni, gdy podchodzimy z szacunkiem i zainteresowaniem do jego uczuć. Zauważamy je, nazywamy i nie staramy się zmieniać ich na siłę. Dodatkowo potrafimy zrozumieć przyczyny zachowania dziecka. Empatyczne zdanie to np.: „Widzę twoje rozczarowanie i złość. Trzasnąłeś drzwiami, bo nie pozwoliłam ci włączyć kolejnej bajki, prawda? Wiem, że kończenie tego, co sprawia przyjemność, jest trudne”.
W Porozumieniu bez przemocy wiele mówi się o tym, że uczucia i potrzeby są ze sobą nierozerwalnie połączone. Metoda ta zakłada, że potrzeby wywołują w nas uczucia. Dlatego warto je komunikować w następujący sposób: „Ja czuję…, bo ja potrzebuję…”. Ta forma pozwala na zachowanie szacunku zarówno do siebie, jak i do dziecka. Jednocześnie rozmawianie w ten sposób z dzieckiem (i nie tylko) jest podstawą języka serca.
Kiedy mówimy: „Czuję się zdenerwowana, bo potrzebuję ciszy, a w domu panuje hałas”, pozwalamy dziecku poznać i zrozumieć nasze potrzeby. Uczymy je również, że w danej chwili różni ludzie mogą mieć różne potrzeby. Zupełnym przeciwieństwem takiego komunikatu jest stwierdzenie: „Czuję się okropnie, bo znów hałasujesz!”. Takie słowa z pewnością wprowadzą nieprzyjemną atmosferę oraz spowodują, że dziecko skoncentruje się na odparciu ataku.
Autor metody zwraca uwagę na to, by w swoich wypowiedziach nie zrzucać winy za własne trudne uczucia na innych. Dlatego zamiast: „Jest mi smutno, bo zbyt późno położyłeś się spać”, warto powiedzieć: „Kiedy widzę cię niewyspanego, martwię się, bo chcę dbać o twoje zdrowie”.
Jeśli chcemy posługiwać się językiem serca, wyrażajmy nasze myśli w czterech krokach:
- Obserwacja – np.: „Widzę, że chciałbyś obejrzeć bajkę, mimo że zbliża się czas snu”.
- Nazwanie uczucia – np.: „Czuję niepokój”.
- Określenie potrzeby – np.: „Chciałbym dbać o ciebie i czuć się bezpiecznie. Wiem, że oglądanie bajek przed snem nie wpłynie dobrze na twoje zdrowie”.
- Wyrażenie prośby – np.: „Proszę, nie włączaj już tabletu. Umówmy się na inną porę obejrzenia tej bajki. Masz jakiś pomysł?”
Czym jest natomiast język nawykowy? Tutaj sprawa wygląda podobnie jak w przypadku naszych przekonań na temat rodzicielstwa. Często na to, w jaki sposób zwracamy się do dziecka, wpływ ma to, jak w dzieciństwie mówili do nas rodzice. Jeśli np. nie pozwalali nam swobodnie mówić o tym, co myślimy, my również możemy później uciszać nasze dzieci w myśl przysłowia „dzieci i ryby głosu nie mają”. Od dzieciństwa uczymy się więc stylu rozmawiania z innymi. Po czasie staje się on automatyczny, co oznacza, że przestajemy zwracać uwagę na to, co i w jaki sposób mówimy.
Jak łatwo wywnioskować, język nawykowy często jest związany z naszymi przekonaniami. Jeśli uważamy, że to rodzic zawsze powinien mieć ostatnie zdanie, możemy na przykład często używać takich zwrotów jak: „Bądź cicho! Porozmawiamy, kiedy dorośniesz”. O tym, jak pracować nad własnymi przekonaniami, napisałam w artykule pt.: Jak być lepszym rodzicem – cz. 2.
W języku nawykowym występuje często wiele barier komunikacyjnych. W bardzo ciekawy sposób piszą o nich Adele Faber i Elaine Mazlish w swojej bestsellerowej książce pt.: Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły. Oto najczęstsze bariery komunikacyjne według tych autorek:
- Nieuważne słuchanie – dziecko szybko zniechęca się, gdy próbuje przekazać coś rodzicowi, który tylko udaje, że słucha. Słuchając dziecka nie trzeba zwykle zbyt wiele mówić. Pełne współczucia i uwagi milczenie może okazać się wystarczające.
- „Zasypywanie” dziecka radami i pytaniami – dziecko nie może spokojnie przemyśleć swojej sytuacji, ponieważ skupia się na radach i pytaniach rodzica. Najczęściej okazuje się natomiast, że do samodzielnego rozwiązania problemu wystarczy mu uwaga rodzica i poczucie, że wszystkie jego uczucia są akceptowane.
- Zaprzeczanie uczuciom – zdarza się, że rodzice chcąc wyciszyć dziecko mówią: „Nie ma powodu do takiego płaczu!”, „Po co tak się złościsz? To tylko gra, każdy czasem przegrywa” itd. Najczęściej, wbrew oczekiwaniom, prowadzi to do zwiększenia trudnych emocji dziecka. Język serca proponuje inne rozwiązanie – nazwanie uczuć dziecka i pozwolenie mu na ich wyrażanie.
- Udzielanie filozoficznych odpowiedzi i analizowanie dziecka – np.: „Takie jest życie. Nie możemy mieć wszystkiego. Gdyby tak było, nie potrafilibyśmy niczego docenić. Wydaje mi się, że tak się właśnie teraz dzieje z tobą”. Kiedy dziecko odczuwa trudne emocje, może poczuć się jeszcze bardziej przytłoczone tego rodzaju wypowiedziami. Kiedy zaś czuje się źle, źle się również zachowuje.
- Użalanie się nad dzieckiem – może prowadzić do tego, że zacznie ono widzieć siebie jako słabą i niezaradną ofiarę.
Do często występujących barier komunikacyjnych należy również oskarżanie dziecka („Już trzecią godzinę grasz na komputerze! Wpędzisz mnie do grobu!”), krytykowanie („Ale z ciebie bałaganiarz!”), osądzanie („Nigdy nie potrafisz trzymać się ustalonych zasad”), wyśmiewanie („Zachowujesz się, jak mały bobas. Jak można przejmować się taką dziecinną grą?”), bagatelizowanie uczuć („Nic się przecież nie stało. To tylko zniszczona zabawka”), nakazywanie („Masz natychmiast wyłączyć tablet!”), grożenie („Jeśli mnie nie posłuchasz, to nie wyjdziesz z pokoju do końca dnia”), odwracanie uwagi od problemu dziecka („Nie płacz już. Zobacz, jaki ładny piesek tam biegnie!”).
Wszystkie opisane powyżej bariery komunikacyjne mają negatywny wpływ na naszą relację z dzieckiem. Sprawiają, że przestaje nam ono ufać, ale również przestaje lubić siebie. Dodatkowo nie uczą one dziecka pozytywnych zachowań i prowadzą do kłótni.
Posługiwanie się w rozmowach z bliskimi językiem serca wymaga zwykle przełamania własnych nawyków i schematów. Jednak relacje, jakie w ten sposób można stworzyć w rodzinie, z pewnością są tych wysiłków warte!
Czy ten artykuł był:
Interesujący | |
Zrozumiały | |
Przydatny | |